Cygara Patoro ekskluzywna doskonałość

Patoro.
Ekskluzywna doskonałość


Zadanie na dziś: wskaż, z jakiego europejskiego kraju pochodzi najwięcej rozpoznawanych i docenianych na całym świecie symboli kojarzących się z najwyższą jakością, niezawodnością i szeroko rozumianą elitarnością. To Szwajcaria, prawda? A dokładniej: szwajcarskie czekoladki, wykwintne sery, sławne zegarki, stabilne konta bankowe i pewien urodzony nieopodal Bazylei tenisista, o którym mówi się, że podpisał pakt z diabłem. Przede wszystkim jednak, to cygara „Patoro”, które – według wielu aficionado – powinny znaleźć się na pierwszym miejscu nie tylko szwajcarskiego, ale i światowego zestawienia najlepszych produktów tytoniowych.

No właśnie – produktów, a nie symboli. Bo „Patoro” to (jeszcze) nie symbol, a doskonały wyrób, produkt spełniający oczekiwania najbardziej wymagającej klienteli. Szwajcarskie cygara to wynik ciężkiej pracy podpartej pasją, doświadczeniem i ogromną wiedzą. Tu nie ma miejsca na niespodzianki czy najdrobniejsze nawet pomyłki. Wszystko działa tak, jak powinno, niczym w szwajcarskim zegarku. Każde cygaro jest jak idealny, pozbawiony najmniejszej skazy, katalogowy fabrykat. Wybierając je – wiemy, za co płacimy, wiemy też co  w zamian dostajemy. Są doskonałe, po prostu.

Słowo produkt nie budzi najlepszych skojarzeń. Bo produkty znajdziemy na półkach supermarketów i osiedlowych dyskontów, a nie w designerskich butikach. Choć to z językowego punktu widzenia stwierdzenie nieuprawnione, w powszechnej świadomości produkt jest czymś pospolitym. Kiedy oczekujemy najwyższej jakości i mamy ochotę na coś, co jest ekskluzywne – sięgamy nie po produkt, a po rzecz nazwaną przez sprawnych marketingowców wyrobem.  Albo dziełem. To brzmi zdecydowanie lepiej, bardziej kusząco, jak zapowiedź czegoś niezwykłego, obietnica poznania absolutu.  Jak dzieło sztuki albo dzieło życia -  coś, co wzbiło się ponad dotychczasowo znane ideały. Zapominamy przy tym, że za praktycznie każdym dziełem” stoi sztab pracujących w pocie czoła specjalistów. Tak jak za Rogerem Federerem – jeśli wykluczymy jednak, że genialny tenisista podpisał pakt z diabłem – stoi zespół trenerów, masażystów, dietetyków, rehabilitantów, sponsorów i lata wyczerpujących treningów wymieszanych ze stopniowo zdobywanym na korcie doświadczeniem.

Cygara Patoro – tak jak szwajcarskie zegarki, czekoladki, konta bankowe, czy (nie urażając rzecz jasna tenisowego mistrza) wspomniany Federer – to produkty.  Idealnie zaplanowane, precyzyjnie przemyślane i wspaniale wykonane. To nie spontaniczna wariacja artysty na temat liści tytoniu, lecz perfekcyjna realizacja pewnego planu. Planu, który w istocie przewraca do góry nogami nasze powszechne, nacechowane pejoratywnie rozumienie pojęcia produkt.

Szwajcarskie złoto
Nazwa marki Patoro jest połączeniem zdrobnienia Pat (od imienia założyciela) z hiszpańskim słowem oro oznaczającym złoto. Ten językowy, nazwijmy to, zrost doskonale oddaje podstawowe założenie filozofii firmy, które brzmi po prostu: Premium is silver, Patoro is Gold.

Ojcem marki jest Patrik J. Martin, który na samym początku drogi na szczyt, w 2001 roku, zapowiedział wszem i wobec, że zamierza stworzyć cygaro, które zapewni najzagorzalszym i najbardziej wymagającym afcionados pełną gamę niezapomnianych przeżyć i nieznanych dotąd, a towarzyszących paleniu, pozytywnych emocji.
Mocna, zuchwała deklaracja!
Ktoś mógłby pomyśleć, że trzeba ogromnej wiary we własne możliwości i dużej dozy buńczuczności, aby z taką pewnością siebie wdzierać się do hermetycznego świata rozkochanych w kubańskich, legendarnych arcydziełach aficionado. Nic z tych rzeczy! Patrik J. Martin może zabrzmiał wtedy jak tupeciarz, ale to tylko pozory. Pamiętajmy, że Martin jest Szwajcarem. Niezawodność ma zapisaną w kodzie DNA. Gdyby przeczuwał, że jego plan się nie powiedzie – nie rzucałby słów na wiatr, tylko (zgodnie ze szwajcarską naturą) ogłosił rynkową neutralność i pozostał wierny wybranej ścieżce kariery. A warto wiedzieć, że  Patrik J. Martin to nie byle chłystek marzący o zbiciu szybkiej fortuny, ale uznany specjalista od prawie trzech dekad „siedzący” w tytoniach. To człowiek, który w latach 90-tych był pierwszym w całej Szwajcarii ambasadorem marek Avo i Griffin! Jeśli kogoś nie przekonują wpisy z CV, wystarczy krótki rzut oka na  prezencję charyzmatycznego Szwajcara – ogolony na zero, przystojny, świetnie wystylizowany, noszący doskonale skrojone garnitury facet, który szelmowskim uśmiechem skupia na sobie uwagę soczewki aparatu. Natknąć się na niego w ciemnej ulicy? Nie ma sprawy, na klasycznego rzezimieszka nie wygląda, więc spotkanie takie nie skończyło by się raczej na OIOM-ie. Wejść z nim w merytoryczną dyskusję i próbować przeforsować swoje racje? Oj nie! Martin jest doświadczonym graczem, doskonale rozeznanym w rynkowych niuansach. To europejski, tytoniowy boss, gruba ryba, która znużona nieco monotonnym ślizganiem się na grzbietach łagodnych fal Jeziora Genewskiego, postanowiła wypłynąć na szerokie wody z własnym – słowo klucz – produktem. A dokładniej: z cygarami, które spełnią jego wyśrubowane, skrojone na szwajcarską modłę oczekiwania i które będą miały w sobie ten niemożliwy do opisania pierwiastek szaleństwa, boską iskrę, to coś, co urzeknie każdego aficionado. A to wszystko w odpowiedniej proporcji: najpierw niezmiennie wysoka jakość, potem odrobina magii.

Pragmatyczny  Patrik J. Martin miał więc plan. Punkt po punkcie wypisał cechy idealnego, niezawodnego cygara, które mogłoby kojarzyć się z luksusem i które byłoby stabilnym, doskonały pod względem jakości, skrupulatnie dopieszczonym produktem. W tak nakreślonym mechanizmie działania brakowało krztyny wariactwa i szczypty magii, która sprawia, że nawet coś tak oczywistego, jak (pardon za nieco patetyczną analogię) miarowe cykanie zegarka zaczyna brzmieć niczym doskonała, napisana przez muzycznego geniusza sonata. Martin miał projekt mechanizmu. Szukał czarodzieja, który tchnąłby w taką konstrukcję duszę.

Tym „kimś” okazał się być  dr Pablo Richard Schneider – wnuk dr. Ernst’a Schneider’a, właściciela marki Davidoff.  Schneider ukończył Uniwersytet w Bernie i jako dyplomowany chirurg plastyczny wyruszył na podbój Stanów Zjednoczonych. Trafił do Miami, gdzie przez wiele lat naciągał i wysmuklał ciała bogatych żon jeszcze bogatszych mężów. Mimo że miał pewny fach w ręku i cieszył się uznaniem swoich napompowanych klientek – odszedł na wcześniejszą emeryturę, zdecydował się kontynuować rodzinne tradycje i dołączyć do  Patrika J. Martina.

Kombinacja doskonała
Dr Pablo Richard Schneider ma ciemne, gęste, rozwiane włosy, piękną kobietę u boku, spory dystans do siebie (na jednym z prywatnych, ale dostępnych w Internecie zdjęć pozuje w futrzanej etoli) i talent odziedziczony po sławnych przodkach. Ma też szaleństwo w oczach i niezły tupet, bo na swoim profilu na FB publikuje czarno-białe zdjęcie, na którym widać Ernesto Che Guevarę i odpalającego bardzo grande cygaro Fidela Castro. Hasta la victoria siempre! - komentuje fotkę znajomy doktorka, a ten – bez namysłu komentarz lajkuje.

Patrik J. Martin to z kolei łysy, świetnie ubrany, diabli elegancki pragmatyki. Patrząc na jego upozowane zdjęcia, w głowie kołacze się kilka, nie do końca cenzuralnych myśli. Jedna z nich (w wersji mocno uczesanej) brzmi: kurczę, z tym kolesiem lepiej nie dyskutować! Zwłaszcza, że Martin wie, co robi.

W bazie cygar Patoro znajdziemy wyłącznie kubańskie nasiona tytoniu zasadzone w żyznej, wypielęgnowanej i wolnej od pestycydów glebie dominikańskiego Santiago. Doglądają ich plantatorzy od sześciu pokoleń związani z tytoniem, a za gotowe produkty – odpowiada zaledwie piętnastu doświadczonych torcedores, z których każdy – aby  zagwarantować najwyższą i wyjątkową, powtarzalną jakość – może przygotować dziennie zaledwie setkę cygar. Nie mniej, nie więcej. Po prostu: precyzyjnie! Dzięki tej niezwykłej (żeby nie powiedzieć – maniakalnej) dbałości o detale, cygara Patoro charakteryzuje  nienaganny ciąg, regularne spalanie, oleistość.

Jednak tym, co najmocniej odróżnia wyroby Patoro od innych cygar jest przede wszystkim niepowtarzalny smak, za który odpowiadają wykorzystane w procesie produkcji mieszanki leżakujących od 3 do 10 lat i fermentowanych nawet czterokrotnie tytoni. Ważny jest też wraper (liść okrywowy), który tworzą niezwykle delikatne liście

Ręcznie zwijane cygara są starannie selekcjonowane i dobierane (po 10, 20 lub 50 sztuk) w taki sposób, aby każda sztuka była wierną kopią poprzedniej. Gotowe pakunki są uzupełniane o podpisaną przez konkretnego, odpowiedzialnego za dany wyrób torcedore  kartę kontrolną. To taki tytoniowy odpowiednik weksla ze szwajcarskiego banku – rodzaj gwaranta zapewniającego najwyższą jakość i powtarzalny w obrębie jednej paczki, ale niespotykany nigdzie indziej smak.

Lepsze niż sztuka
Cygara Patoro nie są symbolami. Za wcześnie na to, bo marka istnieje od 2001. Trudno zresztą powiedzieć, czy jej twórcy mają aż tak wysokie aspiracje. Chyba nie. Po lekturze dostępnych tu i ówdzie materiałów o firmie i jej twórcach (a jest ich niestety niewiele), ma się wrażenie, że  Patrik J. Martin – czyli mózg przedsięwzięcia – od początku nie chciał być ojcem cygarowego arcydzieła. Dlaczego? Bo to problematyczne! Z dziełami sztuki jest tak, że są albo  niedoceniane, albo przeceniane. Brzmi głupio? Nie! To tak jak z Mozartem, van Goghiem czy polskim Słowackim, który – jak wiadomo – wielkim poetą był. Tymi artystami i ich dziełami po prostu należy się zachwycać. Bo tak wypada, bo tego się od nas oczekuje, a niekiedy nawet wymaga. Jeśli w towarzystwie powiemy, że Requiem to nudy, Słoneczniki wyglądają jak bazgroły trzylatka, a Kordian to przykład grafomanii stworzonej na haszyszowym haju – momentalnie skupimy na sobie pełen pogardy wzrok wszystkich zebranych. No bo jak to? O sztuce – zwłaszcza tej, którą historia i krytycy każą zapisywać dużą literą - mówi się albo dobrze, albo wcale. A jak nie ma się o niej zdania lub w ogóle się jej nie zna, to lepiej jest zamknąć dziób i schować się w najodleglejszym kącie. Ot, taka niepisana zasada bycia akuratnym, o której istnieniu doskonale zdaje sobie sprawę Patrik J. Martin – szwajcarski pragmatyk i ojciec Patoro.

Cygara tej marki są doskonałe w cudowny, bardzo bezpieczny i przewidywalny sposób. Nie genialne, ale doskonałe. Są idealnie dobrane, zawsze smakują tak samo. To taka lokata kapitału. Wiemy, za co płacimy. Nie ma miejsca na pomyłkę ani finezyjne udziwnienia, które dla jednych mogą być przejawem geniuszu, a dla innych – niczym więcej, jak tylko pomyłką przy pracy, powodem do zawodu. W przypadku Patoro wszystko jest pewne, niczym w genewskim skarbcu.

Weźmy na przykład Gran Añejo Reserva. To druga – po Serie P - linia cygar, która trafiła na wymagający rynek amerykański, gdzie spotkała się (co zdecydowanie zaskoczeniem nie jest) z entuzjastycznym przyjęciem. Te wyjątkowo aromatyczne, wysublimowane cygara tworzone są z tytoniu, który leżakował od 4 do 8 lat. Filler i binder pochodzą z Republiki Dominikany, zaś wrapper powstaje z liści „Connecticut Ecuador”. Dzięki temu eleganckie Gran Añejo Reserva są wprawdzie dość łagodne, ale za to angażują wszystkie zmysły. No i prezentują się po prostu przepięknie!

Nietuzinkową propozycję natomiast stanowi Brasil ze wspomnianej już Serie P.  Cygaro jest krótkie, ale pełne werwy: ostro-słodka kompozycja z nutą egzotyki potrafi nieźle zaskoczyć i – przede wszystkim – nikogo nie pozostawia obojętnym. Za jego walory (podobnie, jak w poprzednim przypadku) odpowiada dominikański tytoń, z tą różnicą, że liść okrywający to Cubra Brasil.

Jeszcze ciekawsze okazuje się Vuelta Abajo, którego bazę stanowią leżakowane przez nawet 12 lat: Havanna Seed DR (filler, binder) oraz Cuban Seed Vuelta Abajo DR (wrapper).

Nigdy nie paliłem podobnego cygara. Lekkie, kompozycja wyraźnie cytrusowa z wyczuwalną nutą czarnego pieprzu – to, moim zdaniem, połączenie unikalne. Bardzo przyjemne w paleniu, zaskakujące. Polecam spróbować! - to tylko jedna z wielu pozytywnych recenzji Vuelta Abajo. Ten ton powtarza się w wielu innych opiniach na temat asortymentu Patoro.

Po prostu warto
Patoro to ekskluzywne produkty – cygara butikowe wytwarzane w ograniczonych ilościach. Patrik J. Martin nie myśli nawet o masowej produkcji, która ma się nijak do najwyższych standardów jakości i wspomnianej już powtarzalności, czyli dominujących zalet tych cygar. Owszem, w Patoro znajdziemy też pierwiastek artyzmu, za który – jak można się domyślać – odpowiada dr Pablo Richard Schneider, chirurg-plastyk z dobrymi genami, rozwianym włosem i słabością do starych zdjęć Che i Castro. Ale to szaleństwo jest kontrolowane i ostrożnie dozowane, dzięki czemu mechanizm Patoro chodzi równo i cyka tak, że momentami przywodzi na myśl skojarzenia z doskonałą, napisaną przez muzycznego geniusza sonatą. Ale tylko chwilami. Co za dużo, to niezdrowo. Tutaj lepsza od zabawy w cygarowego, nieposkromionego artystę jest precyzyjność i neutralność, które – nie oszukujmy się – Szwajcarom wychodzą po prostu wyśmienicie. Przykład? Cygara Patoro czy sumienna gra Federera. To zawsze się sprawdza. Gorzej, gdy Szwajcarzy zaczynają ciut zanadto kombinować i –  jak pewien urodzony w Genewie, powołany do życia na kartach powieści Mary Shelley bohater – bawią się w Bogów.

Naprawdę, dość już mamy koszmarków stworzonych ręką współczesnych Frankensteinów z ambicjami do zostania aficionado. Zdecydowanie lepiej postawić na coś bardzo dobrego, luksusowego, skrupulatnie wyprodukowanego i bezpiecznie powtarzalnego.

Na coś, co jest pewne jak genewskie konto i stabilne jak szwajcarski zegarek. I co jest dobre jak Patoro!

Cygara Patoro w naszej ofercie:

Patoro Serie P
Patoro Brasil
Patoro Vintage
Patoro Gran Anejo Reserva
Patoro Vuelta Abajo


 



polecam i zapraszam